Teatr cieni
Basia miała prawie siedem naście lat, gdy zamieszkają w naszym małym mieszkanku. Mama przyjęła ją na stancję trochę z litości, bo uzdolniona dziewczyna miała okazję dostać się do technikum pod warunkiem zamieszkania wmieście, a trochę, aby ulżyć sobie w trudach utrzymywania siebie i mnie z wdowiej renty.
Basia była jednym z kilkorga dzieci rolników z podkrakowskiej wsi, gdzie w lepszych czasach spędzaliśmy wakacje „pod lipą”. Na tle rodzeństwa wyróżniała się nie tylko rudą czupryną i piegowatą buzią ozdobiona fiołkowymi oczami, ale przede wszystkim inteligencją i trochę dziwną w tym środowisku dbałością o to, aby zawsze mieć czyste paznokcie…
Praktycznie wychowywaliśmy się razem przez kilka lat z dziesięciomiesięcznymi przerwami. Oboje lubiliśmy się. W miarę dorastania mieliśmy coraz więcej wspólnych tematów i zainteresowań. Gdy w czasie ostatnich – przed jej zamieszkaniem u nas – wakacji zauważyłem jak pod jej sukienką zaczynają się wyraźnie rysować dwie ponętne wypukłości, starałem się z nią bywać jeszcze częściej i bliżej, aż wreszcie raz udało mi się poczuć ich podniecającą sprężystość, gdy pomagałem Basi wspiąć się na rosnącą w ogrodzie wiśnię. Wtedy zaczęło się dziać coś, co było dla mnie nowymi nieznanym dotąd uczuciem: serce zaczęło mi bić szybciej, a W gardle poczułem dziwną suchość…
Potem były ze dwa lata przerwy, a teraz-Basia zamieszkała ze mną! Byliśmy blisko siebie, przy jednym stole odrabialiśmy lekcje…Ale nie byliśmy sami. Mama stale kręciła się po pokoju, a ja mogłem tylko ukradkiem zerkać na Basi bluzeczkę rozpychaną teraz już nie drobnymi okrągłościami, ale dorodnymi półkulami dojrzewających piersi… Czasami nasze oczy spotykały się i wtedy wydawało mi się, że w ich fiołkowej głębi widzę coś jakby potwierdzenie tego, że i ona pamięta ową przygodę pod wiśnią…
Mama zazwyczaj kładła się do łóżka wcześniej, a my jeszcze długo siedzieliśmy nad książkami. Potem zaczynała się wieczorna toaleta. Część kuchenna z braku łazienki oddzielone była żółtym, kretonowym parawanem, zasuwanym wieczorem na całą szerokość pokoju, aby umożliwić swobodne mycie się. Ta prymitywna intymność byłaby może i skuteczna, gdyby nie to, że Basia dla wygody wnosiła tam nocną lampkę i stawiała ją na stoliku kuchennym. Tym sposobem co wieczór miałem okazję na parawanie oglądać istny teatr chińskich cieni: cień Basi był tak ostry i wyraźny, że oprócz czytelnego rysunku sterczących piersi, gdy stanęła bokiem, widać było na gładkim konturze jej sylwetki pod brzuchem jakby cień kłębka splątanych nitek… A gdy przykucnęła, dochodził zza parawanu charakterystyczny dźwięk przytłumionego, rytmicznego bulgotania wody nabieranej dłonią, wyraźnie informujący co i jak jest myte…
Po pierwszym seansie poczułem się tak jak wtedy, gdy pomagając Basi wejść na drzewo poczułem na policzku miękką sprężystość jej pączkującej piersi. Tyle że teraz ucisk w gardle był o wiele silniejszy, a członek prężył mi się w spodniach tak boleśnie, że wybiegłem do toalety na korytarzu. Właściwie nie wiedziałem co i jak robić, bo nie miałem jeszcze żadnego doświadczenia w samo zadowalaniu się. Czasem ściskałem sztywniejącego członka i przytulałem do brzucha, ale bałem się nim manipulować bardziej zdecydowanie.
Teraz jednak podniecenie tak rosło, że było mi już wszystko jedno, co się stanie. Czułem, że muszę coś zrobić, aby się uwolnić od tego uciążliwego ucisku. Wydawało mi się, że nie tylko członek mi boleśnie napęczniał, ale że cały puchnę. Serce chciało wyskoczyć z piersi. Objąłem go delikatnie palcami i zacząłem masować, przesuwając napletek. Po kilku ruchach drgnął mi jak uwięziony w dłoni ptak i trysnął strumykami czegoś lepkiego i śliskiego…
Napięcie zaczęło opadać, serce biło mocno, ale rytmicznie i coraz wolniej, a całego ogarnęło mnie przedziwne błogie, nieznane zmęczenie… A więc to tak ? Czego ja się wobec tego bałem ? Ale fajnie !
Od tego dnia wieczorne teatrzyki cieni oglądałem spokojnie, narastające podniecenie, zamiast w niepokój, wprawiało mnie w oczekiwanie przeżycia wspaniałej chwili świadomego rozładowania. Wciąż jednak czułem niedosyt. Chciałbym oglądać Basię bez parawanu, dotknąć ją, poczuć gładkość jej białoróżowego ciała…O stosunku nie marzyłem, choć sobie go już sobie mgliście wyobrażałem, mając o nim ubogą wiedzę opartą na podwórkowych opowiadaniach kolegów (były to czasy, gdy w kioskach sprzedawano tylko papierosy i gazety, wśród których świerszczyki nie miały cydzysłowu). Brak mi jednak było pomysłu na jakikolwiek pretekst, który usprawiedliwiłby najbardziej nawet niewinny kontakt dotykowy z Basią.
Niespodziewanie przyszła mi z pomocą mam. Coraz bardziej zaczęło jej przeszkadzać wieczorami światło lampy biurowej stojącej na stole, przy którym do późna odrabialiśmy lekcje. Zarządziła tedy przemeblowanie: teraz wysokie, blaszane wezgłowie łóżka, na którym sypiała, skutecznie zasłaniało stół przesunięty w stronę tapczanika Basi tak, że gdy przy nim siedziałem, krzesło niemal dotykało tyłem krawędzi posłania. Nie wiedziałem jeszcze, jak ten sprzyjający układ wykorzystam, ale na wszelki wypadek tak manipulowałem swoimi zajęciami, aby tego wieczora Basia wcześniej ode mnie poszła do łóżka. I tak się też stało. Zanim zdołałem obmyślić jakikolwiek plan działania, Basia odezwała się szeptem, aby nie budzić mamy:
– Co teraz wkuwasz?
– Matmę – odpowiedziałem również szeptem.
– Pomoc ci w czymś?
– No… chętnie. Mam kłopoty z ułamkami piętrowymi – skłamałem. Basia, uklęknąwszy na łóżku, oparła się oburącz na poręczy mojego krzesła i zaglądnęła mi przez ramię do zeszytu.
– Najpierw musisz te dwa ułamki sprowadzić do wspólnego mianownika – szeptała mi do ucha tak blisko, że muskała je ustami, a gdy wyciągnęła rękę, aby wskazać- palcem, poczułem na barku ciepłą jędrność jej piersi osłoniętej tylko cienką koszulką. W głowie poczułem znajome mi już łomotanie, a członek wyprostował się na baczność. Zerknąłem ukradkiem w bok i w rozchylonym dekolcie koszulki zobaczyłem białą okrągłości ozdobioną pośrodku ciemnoróżową brodawką. Basia zauważyła to i złapała mnie za włosy przechylając głowę do stołu.
– Nie bądź taki ciekawski, patrz w zeszyt – zachichotała.
Z patrzenia w zeszyt nic jednak nie wychodziło, myślałem tylko o jednym: jak dotknąć tej białej piersi, poczuć jej ciepło, pogłaskać…
– Poczekaj, muszę iść zrobić siusiu – wybąkałem i wyszedłem pospiesznie do toalety. „Siuśki” oczywiście trysnęły kilkoma kolejnymi strumykami dziwnie mlecznego koloru, a ja, uspokojony już nieco, myślałem intensywnie: ,,i co dalej” Basia leżała na wznak z otwartymi oczami.
– To jak, pomożesz mi jeszcze…? – spytałem szeptem. Patrzyła na mnie przez chwilę, potem kiwnęła palcem, abym się nachylił. Przyciągnęła mnie za szyję i szepnęła do ucha:
– Żebyś znów zapuszczał żurawia? Przecież nie patrzysz w zeszyt, tylko tutaj. – Ujęła moją dłoń i położyła sobie na dekolcie koszulki.
Nie wiedziałem ani co odpowiedzieć, ani jak się zachować. Bałem się ruszyć. Basia, widząc moje onieśmielenie, pokazała mi ruchem głowy, abym usiadł na krześle. Moją dłoń nadal jednak przyciskała do siebie, leżąc na wznak. W pewnym momencie poczułem, jak puściła moją dłoń, ale nadal leżała nieruchomo. Zaryzykowałem i powoli wsunąłem palce pod koszulkę, iż rosnącą rozkoszą, graniczącą z obłędem, zacząłem gładzić aksamitną skórę opinającą sprężyste wypukłości. Ze zdziwieniem odkrywałem jak pod moim dotykiem pęcznieją i twardnieją brodawki, a gdy pod lewą piersią wyczułem jak dłoń mi podskakiwała od coraz wyraźniej przyspieszanego rytmu serca, zrozumiałem, że oto przeżywam po raz pierwszy coś, nie tylko nowego, ale i wspaniałego: uczucie harmonijnej wspólnoty doznań z kimś drugim… Oto Basia reagowała tak samo jak ja, emanowały z niej takie same pragnienia, których nie umiałem jesz cze nazwać, ale podświadomie wyczuwałem całym sobą…
Byłem tak podniecony, że chciałem znów biec do toalety, ale nie zdążyłem, bo gdy tylko poczułem, jak przez ciało Basi przebiegają jakby konwulsyjne dreszcze, mną też szarpnęły skurcze i w majtkach zrobiło się mokro…
Pewnego wieczoru Basia nie rozchyliła dekoltu jak zazwyczaj, aby ułatwić mi dostęp do piersi, lecz podciągnęła koszulkę do góry wysoko, aż pod brodę. Wszystko odbywało się jak zazwyczaj, ale w pewnym momencie ujęła moją rękę z piersi i zsunęła w dół. W pierwszej chwili pomyślałem, że nagle zrezygnowała z dalszych pieszczot, ale gdy nadal leżała nieruchomo, zaryzykowałem i zacząłem wędrować dłonią pod kołdrą coraz niżej, aż trafiłem na przyjemne w dotyku wgłębienie pępka, tworzącego wyraźny dołeczek na gładkim, płaskim brzuchu. Przesunąłem rękę na biodro i delikatnie pociągnąłem ku sobie. Basia posłusznie przysunęła się na samą krawędź łóżka i ułożyła jeszcze wyżej na poduszce.
Serce już miałem w gardle. Co to będzie? Oto może będę mógł dziewczynę po raz pierwszy dotknąć tam, gdzie jest dla mnie najwięcej niewiadomych? jak tam jest? Jak to zrobić? Odwieczna ciekawość i przemożny popęd do jej zaspokojenia wzięły wreszcie górę nad nieśmiałością i zsunąłem dłoń niżej, aż poczułem pod palcami plątaninę jedwabistych, poskręcanych włosków.. „Podobnie jak u mnie…” – przemknęło mi przez myśl. Posunąłem dłoń jeszcze niżej.
Basia drgnęła i powoli, ale zdecydowanie, rozchyliła uda, unosząc lekko biodra, jakby zachęcając nieśmiałą dłoń do dalszej wędrówki. W głowie mi się kręciło od nawału niespodziewanych wrażeń. Między rozchylonymi udami było gorąco i bardzo, bardzo mokro. Tam już nie było włosków. Ostrożnie, z wahaniem poznawałem palcami nieznane… Wyczuwałem nabrzmiałe, jakby opuchnięte, dwa śliskie wałeczki, a między nimi szparkę kryjącą płatki, falbanki tak delikatne, że bałem się ich zbyt mocno dotykać… Ale Basia coraz wyraźniej unosiła biodra ku górze, aż wreszcie ręką przycisnęła sobie moją dłoń do krocza tak zdecydowanie, że poczułem jak jeden z palców wślizgnął się do gorącego, ciasnego tuneliku. Kilkakrotnie ruszyła moją dłonią w górę i w dół, uda zwarła jak kleszcze, drgnęła kilka razy i spod kołdry, ciasno przyciśniętej do twarzy, wydobył się stłumiony, cichutki jęk.
Pobiegłem do toalety. Dłoń całą miałem mokrą i śliską. Z ciekawością zacząłem ją obwąchiwać. Ta woń była niepodobna do niczego znanego, ale bardzo przyjemna. To tak pachnie dziewczyna..? Z wahaniem dotknąłem dłoni językiem.. Smak też był zupełnie nieznany i nowy, ale krył w sobie jakiś nieuchwytny ziołowy aromat, przyprawiający mojego sterczącego penisa o jeszcze większą sztywność i pulsujące drgania. Objąłem go dłonią pokryta tą nieznaną śliską wilgocią i zacząłem masować tak, aby pozwolić także żołędzi nurzać się w niej, wyobrażając sobie, że pogrążam go w tej gorącej szparce, którą przed chwilą mogłem poznać palcem.. Po kilku ku ruchach trysnąłem obficiej niż dotychczas i odczułem rozkosz o wiele mocniejszą i pełniejszą…
Nie zawsze z dnia na dzień, czasem z tygodnia na tydzień, w prymitywnych i „ukradkowych” warunkach poznawałem powoli tajemnice dziewczęcego ciała i z braku innych możliwości doskonaliłem techniki onanistyczne.
Oboje stawaliśmy się coraz śmielsi. Basia podpowiadała mi ręką, jak mam manipulować jej cipką, nauczyła delikatnego masażu jej miniaturowego peniska, który się prężył w zwieńczeniu pulchnych wałeczków kryjących wejście do śliskiego tuneliku pochwy. Raz odważyła się położyć W poprzek łóżka tak, że gdy zerknąłem do tyłu, mogłem zobaczyć w jaskrawym świetle lampki w całej okazałości przedmiot moich pieszczot: na wypukłym śnieżnobiałym wzgórku jarzył się czerwienią delikatny zarost podobny do kłębka cieniutkich miedzianych druciaków, a niżej..Och! Jakąż ochotę miałem wpić się tam ustami!
Koleje losu sprawiły, że po roku straciliśmy ze sobą kontakt na wiele lat. Przeżywałem tę rozłąkę na wiele lat. Przeżywałem tę rozłąkę dotkliwie. Mimo – w miarę dorastania – coraz liczniejszych, bardziej dojrzałych i w pełni satysfakcjonujących przygód erotycznych z parterkami atrakcyjniejszymi od Basi, jej ciało i nasze młodzieńcze próby pieszczot śniły mi się po nocach i często jawiły się w czasie kontaktów z innymi dziewczynami.
Teatr cieni,Autor: mario
This author has published 36 articles so far. More info about the author is coming soon.