Jabłka Adama cz.2
– Właściwie chyba powinienem spytać, czy masz kogoś, komu nie podobałoby się to, jak teraz siedzimy.
– I vice versa.
– Nie ma nikogo takiego. Kiedyś miałem żonę, ale – na chwilę zawiesił głos, jakby pożałował, że w ogóle zaczął temat – ale już nie mam – dokończył. Poczułam, jak napięły się jego mięśnie.
– Ja też nie mam nikogo takiego – powiedziałam i splotłam swoje palce z jego. Z jakiegoś powodu nie chciałam, żeby był spięty. Kciukiem masowałam wierzch jego dłoni. Może i było to z mojej strony dość odważne, ale przecież nie uprawiałam z nim seksu.
Zostałam wychowana w katolickiej rodzinie, gdzie rodzice zmuszali mnie co niedziela do chodzenia do kościoła. Wszelkie kontakty z chłopakami kiedy byłam nastolatką były kontrolowane. Ojciec był bardziej stanowczy w swoich osądach, ale dzięki mamie miałam choć namiastkę normalnego życia nastolatki, choć ojciec chętnie widziałby mnie jako zakonnicę. Ostatecznie jakimś cudem udało im się wychować w miarę normalną dziewczynę, przynajmniej w mojej opinii. Być może przez ich wychowanie w tej chwili nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pójść do łóżka z obcym facetem i nie pamiętać o tym nad ranem, co zdarzało się Kamili. Niestety również przez ich wychowanie często przyłapywałam się na myśleniu, czy przypadkiem nie zachowuję się zbyt odważnie. Balansowałam pomiędzy latawicą, a cnotką niewydymką i tylko Bóg jeden wie ile te dwie części mojej osobowości stoczyły walk. W objęciach Adama czułam się zupełnie naturalnie, chociaż im więcej o tym myślałam, tym bardziej starałam się przypomnieć sobie dokładniej jego twarz. Siedział tak blisko, czułam jego ciepły oddech na karku, ale przeklinałam siebie za to, że nie przyjrzałam mu się dokładniej przy ognisku albo w momencie kiedy do nas dołączył.
Tymczasem towarzystwo zaczynało powoli przygasać. Kilku krzykaczy zasnęło bezwładnie na krzesełkach ogrodowych w pobliżu ogniska i wrzaski przycichły zmieniając się w spokojniejsze, bełkotliwe rozmowy. Wiedziałam, że niedługo trzeba będzie wstać i rozesłać (albo zaprowadzić) wszystkich do łóżek. To oznaczało koniec mojej sielanki, mojego ciepłego kokonu, z którego za nic nie chciałam wychodzić. Adam jakby czytał w moich myślach przytulił mnie trochę mocniej kładąc podbródek w zagłębieniu pomiędzy moim ramieniem, a szyją. Zaczął nami delikatnie kołysać, co trochę mnie rozśmieszyło, ale tylko w duchu. Nie zamierzałam popsuć tej chwili.
– Chyba czas zakończyć imprezę –powiedział, ale się nie ruszył.
– Mhm – tak bardzo nie chciałam jeszcze iść.
– Serio – wiedziałam, że się uśmiecha. Zaczął się zbierać i przysięgłabym, że kiedy wstawał przelotnie musnął ustami mój kark. Byłam w lekkim szoku, to było naprawdę przyjemne i podniecające, choć nie chciałam tego przed sobą przyznać. Podał mi rękę i pomógł wstać.
Kiedy podeszliśmy do przygasającego ogniska zauważyłam, że nie ma Kamili i Bartka – tego faceta, z którym przyszedł Adam. Po krótkim wywiadzie wśród niedobitków okazało się, że Kamila prawdopodobnie poszła z nim do ich pokoju. Po odstawieniu wszystkich do łóżek przekonałam się o tym, co już podejrzewałam. Skoro Kamila śpi w pokoju Adama, z Bartkiem, Adam będzie musiał nocować ze mną. Nie powiem, żeby mnie to martwiło, choć moja świętoszkowata strona osobowości groziła srogo paluszkiem. Zignorowałam ją. Przecież będziemy tylko spać.
– Wyszło trochę dziwnie. Może powinienem przekimać się w salonie? – Adam nie ukrywał zakłopotania, kiedy okazało się, że jedyne wolne łóżko znajduje się w moim pokoju.
– Może, ale tam już leżą jedne zwłoki, więc kanapa jest zajęta.
– Hm, to jest pewien argument.
Wszedł za mną do pokoju na poddaszu. Miejsca nie było dużo, ale wystarczyło na dwa łóżka. Wskazałam mu miejsce Kamili, po czym poszłam do łazienki przebrać się w piżamę i umyć zęby. Kiedy wróciłam, Adam wstał i ruszył pod prysznic. W pełnym świetle mogłam wreszcie zobaczyć jego twarz. Moją uwagę zwróciła ostro zarysowana szczęka pokryta czarnym, kilkudniowym zarostem i niebieskie oczy w ciemnej oprawie, które uśmiechnęły się do mnie, kiedy Adam przeciskał się koło mnie w drodze do drzwi. Wychodząc z pokoju zdejmował koszulkę. Widziałam zarys mięśni na jego plecach, który zupełnie nie powinien mnie interesować. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka w nadziei, że uda mi się zasnąć, zanim wróci, ale nie udało się. Drzwi do pokoju otworzyły się ostrożnie, Adam wszedł po cichu. Leżąc na boku widziałam jak unosi kołdrę i wsuwa się do łóżka w samych bokserkach. To zdecydowanie nie był widok dla cnotliwej części mnie, ale nawet ona po cichu przyglądała się przedstawieniu nie chcąc go zrujnować. Przez okno widać było księżyc oświetlający wnętrze pokoju bladym światłem.
– Nie śpisz. – W ciszy jaka panowała wokół głos Adama był jeszcze przyjemniejszy.
– Skąd wiesz?
– Widzę.
– No tak. Ale już jestem cicho. Dobrej nocy.
– Właściwie nie chce mi się spać.
Przez moment zołzowata cnotka chciała palnąć „ale mi się chce”, jednak powstrzymałam ją. Zamiast tego wypaliłam:
– Ile masz lat?
– No wiesz, takie pytania na pierwszej randce? – cieszyłam się, że jest ciemno, bo dzięki temu nie mógł widzieć, że się zarumieniłam i zmieszałam – Żartowałem. Jutro skończę trzydzieści jeden lat.
Spojrzałam na zegarek. Było po 2 nad ranem.
– Ale jutro, że jutro, czy że już dziś?
– Jutro, że jutro – odparł z rozbawieniem. – Czemu pytasz?
– Nie obraź się, po prostu wyglądasz na starszego od reszty towarzystwa, zwyczajnie byłam ciekawa.
– Rozumiem. W takim razie teraz moja kolej: ile ty masz lat młoda damo?
– Dwadzieścia trzy.
– Taki z ciebie dzieciuch? A myślałem, że masz dobre dwadzieścia siedem lat – widziałam, że sobie na mnie używa.
– Ja byłam przekonana, że masz czterdzieści – wypaliłam, ale starałam się, żeby nie brzmieć na urażoną. Rozbawiłam go tym, a ja nie mogłam nie zauważyć, jak bardzo podoba mi się jego uśmiech. Choć wmawiałam sobie, że jest ciemno, a ja sobie wyobrażam nie wiadomo co. Położyłam się na plecy, żeby się nie gapić.
– Jak zamierzasz świętować swoje urodziny? Masz jakieś wielkie plany?
– Szczerze mówiąc nie myślałem o tym. Dopiero ty przypomniałaś mi, że to już.
– No, a twoi znajomi niczego nie planują? Jakiejś niespodzianki?
– Nie sądzę, nigdy nie lubiłem przyjęć urodzinowych, zwłaszcza swoich. Zazwyczaj też żadnych nie organizowałem, więc prawdopodobnie nie pamiętają. A kiedy są twoje urodziny?
– Poznaliśmy się kilka godzin temu, a ty już pytasz o takie detale? – zapytałam ziewając.
– Ty wiesz kiedy są moje.
– Tylko dlatego, że sam powiedziałeś. – spojrzałam na niego. Nadal leżał na boku, podpierając się jedną ręką. – 20 lutego.
Położył się na wznak.
– Powinniśmy iść spać, późno już.
– Chyba chciałeś powiedzieć, że wcześnie.
Po tym musiałam zasnąć. Pamiętam, ze Adam coś jeszcze do mnie mówił, ale jego głos był tak uspokajający, że odpłynęłam. Wszystko było idealne. Nie pomyślałam tylko o tym, jak będę wyglądać rano, kiedy z sąsiedniego łóżka będzie patrzył na mnie prawdopodobnie jeden z bardziej intrygujących facetów, jakich dane mi było spotkać. Należę do ludzi, którzy o poranku wyglądają tak, jakby rozjechał ich walec, a następnie ktoś zeskrobał z asfaltu i przerobił na paprykarz szczeciński. Obudził mnie zapach kawy i widok Adama stojącego nad moim łóżkiem. Ten facet nie ma za grosz przyzwoitości. Zakryłam się kołdrą z nikłą nadzieją, że może jednak Adam jest fanem paprykarzu. Po namyśle uznałam, że chyba jednak wolałabym nie. Poczułam jak ściąga ze mnie kołdrę a zleżałe mięśnie moich rąk odmówiły posłuszeństwa.
– Dzień dobry – wyciągnął w moją stronę kubek, więc podciągnęłam się na łóżku opierając o ścianę. Odpowiedziałam mu dopiero kiedy upiłam łyk kawy. Nie chciałam, żeby kojarzył mój głos z kozą, podczas gdy jego był tak cudownie niebiański. Wyglądał na zupełnie wypoczętego, choć zauważyłam, że nadal ma na sobie wczorajsze ciuchy, więc pewnie jeszcze nie był w sąsiednim domku.
– Pomyślałem, że nie ma sensu budzić sensacji i wstałem wcześniej, żeby nikt nie dopowiadał sobie do nas historii.
– To miło. – Zdałam sobie sprawę, że zabrzmiałam ozięble, choć to nie był mój zamiar – Serio tak uważam. Która godzina?
– Wpół do ósmej. Przyniosłem też śniadanie – wyciągnął maślane bułeczki z torebki.
To było naprawdę sympatyczne. Gdybym jeszcze nie wyglądała w ten sposób, byłoby idealnie. Postanowiłam jednak przyjąć tą sytuację z godnością. Wzięłam bułeczkę i zaczęłam swoje śniadanie. Adam usiadł obok mnie, a ja mi przyszło do głowy, że zrobił dokładnie taką kawę, jak lubię.
– Skąd wiedziałeś, jaką kawę mi zrobić? Skąd wiedziałeś, że w ogóle lubię kawę?
Spojrzał na mnie trochę z rozbawieniem, trochę z politowaniem. Dotknął rękawka mojej koszulki do spania. O ja głupia i naiwna.
– Ta bluzeczka w filiżanki stanowi dość wyraźną wskazówkę, że lubisz kawę. Po prostu zrobiłem ci taką samą jak sobie. – Wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.
– Dzięki za to. Za śniadanie. I pobudkę.
– Nie ma sprawy. Macie jakieś plany na dziś?
– Nie wiem, Kamila coś mówiła o jakiejś imprezie kilka kilometrów stąd. Ale to dopiero wieczorem. I zdecydowanie beze mnie. – Dyskoteka to było ostatnie miejsce na ziemi, w którym chciałabym się znaleźć. Wolałam siedzieć sama w domku nad jeziorem w samym środku lasu, choć każdy horror, który tak się zaczyna, źle się kończy.
– Pomyślałem, że dasz się namówić na spacer po śniadaniu. Oni pewnie jeszcze długo nie wstaną, a nawet jeśli, będą dochodzić do siebie przez wiele godzin.
Czy on naprawdę sądził, że musi mnie przekonywać do swojego towarzystwa? Pokiwałam głową trochę zbyt entuzjastycznie.
– W takim razie spotkamy się za godzinę?
Autor: malaparyzanka
This author has published 2 articles so far. More info about the author is coming soon.